Z dystansu o wydarzeniach sportowych, niekoniecznie tych z pierwszych stron
Miał być mecz o przedłużenie niepołomickich marzeń – wyszły dożynki. Przed meczem wyrok na gościach był już wykonany, ale to oni w pierwszej odsłonie zagrali jakby walczyli o życie. Gospodarze obudzili się dopiero w drugiej części, ale już było za późno – na wygraną i na utrzymanie. Szkoda…
Dwie ekipy z ekstraklasowymi ambicjami. Dwie ekipy będące na fali, plus dobra pora meczu i jeden z ładniejszych stadionów w Polsce (niestety nie zapełniony). Do tego debiut nowego obiektywu. W lepszych humorach po meczu byli goście, ale gospodarze też nie mają się czego wstydzić.
Jeśli ktoś się spodziewał emocji (tych na boisku i tych na trybunach) podobnych jak jesieniom, ten srodze się zawiódł. Gracze Podbeskidzia po nieco ponad kwadransie prowadzili 2:0 i tylko czerwona kartka przed przerwą zwiastowała jeszcze jakieś dalsze emocje. Ładny stadion i fajna atmosfera derbowa – szkoda tylko, że kibiców przyszło tak mało.
Faworyzowani gospodarze zawiedli. Skazywani na pożarcie goście rozegrali całkiem dobre spotkanie. Jednak na koniec żaden z zespołów nie mógł być zadowolony ze swojego występu. Przynajmniej wszystko odbyło się przy miłej pogodzie, choć ostre popołudniowe słońce jest zawsze fotograficznym wyzwaniem.
Hala Orła Piski Wielkie to zawsze pewne wyzwanie fotograficzne. W niedzielę ostro świecące słońce dawało pole do kreatywnych ujęć i zabawy z ustawieniami. Sam mecz, mimo że zacięty i ciekawy toczył się w cieku tego, co miało nastąpić po końcowym gwizdku. Legenda, gwiazda futsalowych parkietów – Justyna Maziarz kończyła swoją niesamowitą karierę.
Faworyt (choć mocno osłabiony) tym razem zawiódł. Goście nie tylko wiedzieli jak zapobiec stracie bramki, ale gdy tylko była okazja, jak zaatakować. Dzięki temu zawodnicy MKS Limanovia wrócili do domów w dobrych nastrojach i z bezcennymi trzema punktami.
Derby rządzą się swoimi prawami. Tym razem gospodarze szybko zdobyli dwubramkowe prowadzenie i spokojnie kontrolowali przebieg gry. Goście mieli moment pod koniec pierwszej i na początku drugiej kiedy mogli jeszcze wrócić do gry. Dobre spotkanie, bez brutalności, za to w mocno zimowej aurze.
Derby to derby, niezależnie od poziomu rozgrywek. Tym bardziej, gdy jeden z zespołów to lider tabeli . Do tego goście wspomagani byli całkiem głośno dopingującą grupą fanów, którzy w swoim repertuarze mieli także pirotechnikę. Wygrali gospodarze, którzy wzmocnieni byli zawodnikami pierwszego zespołu.
Spotkanie dwóch podrażnionych, ale dobrych drużyn. Wojna nerwów, zaangażowanie i walka. Takie mecze zawsze dobrze się ogląda. O wyniku ostatecznie zdecydował rzut karny, ale jak przyznał trener gości – gospodarze wygrali zasłużenie. No i wreszcie czuć było wiosnę.
Niby piękny słoneczny dzień, ale w tym wypadku światło nie sprzyjało robieniu zdjęć. Sam mecz też nie rozpieszczał, bo dużo walki w środku pola. Cos tam się jednak dało ustrzelić, ale jak gospodarze nie zdobyli co najmniej trzech goli, to chyba sami do teraz nie wiedzą.